Podróże z dziećmi #27- Rabka Zdrój
Jak wspominałam w poprzednim wpisie, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy w drodze powrotnej z Białki Tatrzańskiej nie wpadli na coś szalonego. Tym razem nasza droga skierowała się do Rabki Zdroju- miejsca, które odwiedziliśmy w 2016 roku na zjeździe blogerów parentingowych organizowanym przez Klaudię z bloga Niezłe Ziółko.
Jeśli Rabka Zdrój kojarzy się Wam z tylko i wyłącznie z sanatoriami dla emerytów i rencistów, to muszę Was zdziwić. To miejsce pełne spokoju i pięknych widoków, które nie pozwolą o sobie zapomnieć na długo.
Spacerując uliczkami Parku Zdrojowego mogliśmy nacieszyć się nie tylko wieloma placami zabaw dla dzieci, ale także miejscami swobodnego odpoczynku dla ich rodziców. W zacienionych zakarmarkach słychać było z daleka wesoły śmiech dzieciaków, które bez skrępowania eksplorowały nowe tereny. My za to mogliśmy przez chwilę posiedzieć i obserwować ich poczynania.
Przede wszystkim najbardziej zależało nam na szalonych atrakcjach i byliśmy pewni, że znajdziemy je znajomym miejscu zwanym Rabkolandem. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tylu zmian, które odwiedziły to miejsce, ale o tym za chwilę.
Rabkoland- rodzinny park rozrywki
Park rozrywki, który pozwoli dorosłym poczuć się jak dzieci to istne szaleństwo! Dawno się tak dobrze nie bawiliśmy na wszelakich karuzelach, autodromach i innych atrakcjach.
Do Rabkolandu dojechaliśmy w sobotę 3 lipca i byliśmy zaskoczeni małą ilością osób. Na spokojnie przeszliśmy cały park od razu korzystając ze wszystkich napotkanych atrakcji. Po wejściu udaliśmy się najpierw do cyrku Luna, gdzie przejechaliśmy się wagonikami oglądając wszystkich występujących artystów. Później napotkaliśmy imprezę urodzinową owieczek Irenek i daliśmy ponieść się świetnej zabawie i wesołym okrzykom. Animatorzy z wielkim zaangażowaniem zabawiali zgromadzone dzieci, a Irenki z radością świętowały swoje święto. Udało nam też się zjeść pyszny tort urodzinowy i wziąć udział w zabawach oraganizowanych przez animatorkę i jej pomocników.
Nasze dzieci po skończonej zabawie przejechały się kilka razy paradą aut, aby następnie sprawdzić swoje możliwości w Rura Parku. To świetne miejsce, które pozwala trenować zwinność oraz sprawność przeciskając się przez korytarze. Po szaleństwie pośród rur nie był mowy, aby przejść obojętnie obok wielkiego placu z klockami. Ogromne budowle, które wyłaniały się zza klocków pozwoliły uwolnić kreatywność w głowach naszych małych odkrywców i zbudować wspaniałe i okazałe domki, które posłużyły innym dzieciom do zabawy.
Oczywiście zabawa w parku rozrywki jest niczym jeśli pomiędzy jedną, a druga aktywnością nie zje się tony lodów i nie zapije się tego gazowanym napojem. Choć na codzień unikamy słodzonych napojów, to wakacje rządzą się swoimi prawami i pozwalamy naszym dzieciom na odstępstwa od pewnych reguł.
Po zasłużonym odpoczynku przyszedł czas na wodne szaleństwo na pontonach. Muszę przyznać, że nasze dzieciaki były zachwycone szybkością, zwinnością i możliwiością samodzielnego prowadzenia tych wodnych pojazdów. Oczywiście musieliśmy powtórzyć rundę pływania, gdyż niewielka ilość osób zachęcała wręcz do korzystania z atrakcji po kilka razy. Z pływania przenieśliśmy się na wysokie loty w samolotach. Na początku obawiałam się trochę o to, czy Agata poradzi sobie sama z obsługą karuzeli, ale jej umiejętności sprawiły, że więcej nie musiałam się martwić, gdyż dawała sobie super radę i wcale się niczego nie bała.
Po szalonych samolotach żal było nie skorzystać z przejazdu diabelskim młynem. Zawsze te wagoniki robią na mnie wrażenie i tym razem nie było inaczej. Widok całej panoramy Rabki oraz parku z góry sprawił, że poczułam wdzięczność, za to co mam. Dzięki moim dzieciom mogę podróżować i odkrywać w sobie dziecko jednocześnie nie wstydząc się tego. To wspaniałe uczucie i polecam każdemu rodzicowi, aby podróżując ze swoimi pociechami korzystać z życia najwięcej ile się da.
Obserwując nasze relacje na Instagramie mogliście zauważyć, że odwiedziliśmy także Wesołą Farmę, która zachwyciła dzieciaki. Kuba pamiętał już z poprzedniego wyjazdu mimo, że było to dawno temu. Agatka natomiast cieszyła się całą sobą widząc śpiewające zwierzęta ;-)
Przeszliśmy później niespiesznie do Wioski Wikingów. Drewniany plac zabaw pozwolił na długie eksplorowanie przez dzieci. Ogromny statek skrywał w sobie wiele atrakcji, których niestety nie chciały nam zdradzić maluchy. Musieliśmy sami wejść, aby na własne oczy przekonać się, że Rabkoland przez te kilka lat przeszedł ogromną metamorfozę, która sprawiła, że przybywa tu tyle rodzin.
Po krótkim odpoczynku Kuba stwierdził, że bardzo chce skorzystać z Łodzi Wikinga. Ja widząc wcześniej tę karuzelę odmówiłam wejścia na nią i wiem, że postąpiłam dobrze. Prośbom uległ jednak mój mąż, który bardzo szybko pożałował tej decyzji. Zarówno on, jak i Kuba nie spodziwali się, że ta karuzela tak wysoko się unosi. Siedząc na skraju łodzi stawali prawie dęba, ale przecież nie było magiczngo przyscisku, który by zatrzymał łódź. Chłopaki co prawda wytrzymali do końca, ale przez 3 dni pobytu ani razu nie chcieli powtórzyc swojej wycieczki ;-)
Ciągnęło nas za to na kolejkę, która szalała po torach niczym rollercoaster. Dopiero po przejechaniu rundy dopatrzylismy się, że radar cyknął nam fotę- oczywiście wykupiliśmy ją na pamiątkę szalonej jazdy ;-)
Dalej również dzieciaki sprawdziły co sie dzieje w kolorowym lesie z kredkami, a także czy łatwo jest obsługiwać koparkę. Okazuje się, że trzeba sporo nauki, aby sprawnie nabierać piasek i równać teren, w dodatku to dość opłacalne zajęcie.
Szaleństwo, które nigdy się nie kończy?
Może się wydawać, że to, co napisałam wyżej trwało jakieś 2 dni. Nic bardziej mylnego, bo szaleliśmy na maxa, a przed nami było jeszcze sporo innych atrakcji, m.in. autodrom, karuzela z konikami, czy szalony autobus. Wszystkie z tych rzeczy oczywiście przetestowaliśmy na własnej skórze, nawet jechaliśmy z ojczulkiem w szalonej filiżance- to był dopiero hit. Jedyna rzecz, która pozostała przez nas niesprawdzona to Music Express, ale ja nie mogę jeździć tyłem. Piotrek bał się już tam wchodzić, a dzieciaki były za male żeby mogły same skorzystać! Na szczęście odnaleźlismy zupełnie nowe miejsce na mapie Rabkolandu, które totalnie nas urzekło. Górasko Dżunga to chyba był hit wśród całego parku! Wspaniałe miejsce nie tylko z fontannami, ale także genialnymi domkami dla maluchów, w których spędzali masę czasu. kolejka, która wiozła nas przez dżunglę zachwycała każdego (nawet widzieliśmy panów 65+, którzy ochoczo jechali nią z wnuczkami). Dla mnie mega doświadczeniem była także Wieża Duch Duch, która pędziła w górę, aby za chwilę bezwładnie zrzucać nas na dół- jak to skwitował Kuba po zejściu- to było epic ;-)
Nieco padnięci udaliśmy się także do Doliny Trzmiela, miejsca które zostało przygotowane dla młodszych dzieci. Urocze karuzele, autka, czy łódki ze zwierzątkami mknące po rzece były rewelacyjne i zyskały aprobatę naszej Agatki. Kuba tam, gdzie mógł również skorzystał z atrakcji, np zabawił się w prawdziwego kowboja i przemknął swoim koniem po wybiegu. Jazda tak bardzo mu sie podobała, że kilka razy podchodził do karuzeli czekając na swoją kolej i mknął przed siebie z uśmiechem na ustach.